Szanowny Panie Jacku
Piszę do Pana ten list żeby się wyżalić. Nie mam konkretnego
celu, ale źle mi na sercu po pewnym zdarzeniu. Opowiem Panu o nim.
Spotkałem dzisiaj idąc do kościoła dawną znajomą. Chciałem z
nią pogadać, bo od roku jej nie widziałem. Pragnę Pana poinformować, że w
przeszłości wiele nas łączyło. Nie w sensie fizycznym a duchowym. Byłem nią
zauroczony i wiele jej pomogłem w życiu. Teraz ona zdobywa pozycję w naszym
małym miasteczku i pnie się po drodze kariery. Była kiedyś drobną
sprzedawczynią staników i spotkałem ją gdyż ja też byłem drobnym
przedsiębiorcą. Niestety nasze drogi się rozeszły z mojego powodu. Wiadomo my
mężczyźni czasami postępujemy jak głupie osły. Nie ubliżając zwierzętom tak
zacnym i pracowitym. Spotkanie to dotknęło mnie dożywego, bo się go nie
spodziewałem. Jednak coś we mnie tkwiło i teraz na nowo rany moje zostały
otwarte. Wiem, że nic na to nie poradzę, ale człowiek ma w sobie nieprzeparte
myślenie. No cóż uporam się z tym, bo czas leczy rany.
Mniemam, że było to nasze ostatnie spotkanie, gdyż
wyprowadzam się w przyszłym roku z tej zapyziałej mieściny, która zjadła mi
najlepsze lata życia.
Chciałem żeby z tej znajomości powstała dobra przyjaźni,
lecz to niemożliwe. Takie jest niestety życie. Nie jest to komedia romantyczna
a rzeczywistość, na którą nie ma rady.
Nasza znajomość nadaje się na film albo książkę i mam zamiar
to kiedyś zrealizować, ale zabieram się do tego jak do łapania jeża. Mam wiele
myśli i przemyśleń, ale nie umiem ich przelać na papier. Oporna to materia,
jeśli chce się to przelać tak jak się niektóre sprawy przeżyło.
To spotkanie uzmysłowiło mi, że więcej tej osoby nie zobaczę
chciałbym, ale to niemożliwe ze względu na łączące nas zoobowiązania rodzinne.
Bardzo mi tego szkoda, dlatego piszę do Pana, aby się
pożalić. Wiem, że nie może mi Pan pomóc. Może te słowa, które piszę ulżą mi na
duszy.
Mamy w sobie myśli i uczucia, bo jesteśmy ludźmi one nas
tłamszą i targają. Wiele istnień ludzkich się z nimi boryka. To powoduje, że
jesteśmy tacy a nie inni.
Proste słowa i myśli uciekają. Chwile tracimy, bo nie wiemy,
co powiedzieć. Ja wiem, co chciałbym powiedzieć, ale ta druga osoba myśli
inaczej i to mnie paraliżuje. Szkoda.
Muszę zostawić to zdarzenie z boku i przejść dalej. Wiem,
ale to trudne, bo czasu w życiu mam mało i może nikogo już takiego nie spotkam.
Napiszę do Pana jeszcze po kilu dniach jak się otrząsnę z tego,
co mnie spotkało i racjonalnie opiszę tą sytuację, bo obecnie nie mogę. Tkwi we
mnie to spotkanie, do którego nie doszło.
Chciałem jego z całych sił, ale przekonałem się, że to był
błąd. Niech już nic takiego nie nastąpi, bo nie wiem jak to wytrzymam. Zdarzenia
sprzed dziesięciu lat jeszcze we mnie tkwią i rzutują na moje postępowanie i
życie.
Na razie żegnam Pana. Niech moc będzie z Panem. Pana uniżony
sługa. Leszek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz